Marketing ratowania życia…

Hasła typu: lepiej zapobiegać niż leczyć, lub profilaktyka ratuje życie – są doskonale znane każdemu, ale niewielu upatruje w tych słowach prawdy, która może „dawać” lub „odbierać” życie. Prawda niby znana, banalna i oczywista, ale zazwyczaj bijemy się w pierś dopiero, gdy jest już za późno!

Co to jest profilaktyka? Jak podaje Leksykon PWN: „profilaktyka, to wszelka działalność zapobiegająca działaniom szkodliwym, przez zwalczanie ich przyczyn. Termin odnosi się do: profilaktyki chorób, wypadków, przestępstw. Profilaktyczny – czyli zabezpieczający, zapobiegawczy”. Dlaczego tak ważne jest zrozumienie znaczenia tego słowa? Bo często z własnej woli lub nieznajomości, czy niezrozumienia pewnych terminów – zwłaszcza medycznych – skazujemy się na powikłania, zaostrzenie stanów chorobowych lub nawet utratę życia.

Po wejściu Polski do Unii Europejskiej powstało bardzo wiele inicjatyw i projektów mających na celu uświadamianie pacjentowi zagrożeń, jakie niesie współczesność. Informowanie i wspomniane już uświadamianie człowieka jest pierwszym krokiem do szerokiego tematu profilaktyki i leczenia chorób. Świat zmienia się w szybkim tempie, równie szybko zmienia się organizm człowieka w XXI wieku. Stres, degradacja środowiska, zła dieta i spadek naturalnej bariery immunologicznej organizmu zmuszają współczesną medycynę do ciężkiej pracy. Nie pomagają już opracowywane i udoskonalane wciąż na nowo leki i antybiotyki, trzeba zaczynać od podstaw, ponieważ nie mamy realnych szans na odkrycie „leku na wszystko”.

Co roku w Polsce kilkanaście tysięcy kobiet dowiaduje się o raku piersi lub szyjki macicy. Rośnie też liczba mężczyzn z rakiem prostaty. Ponad połowa nie ma szans na przeżycie, bo chorobę zdiagnozowano zbyt późno. To tylko jeden z wielu tragicznych przykładów. Czy można było uniknąć takiej tragedii? Co zawiodło, skoro istnieje profilaktyka – czyli zapobieganie?

Akcje honorowego oddawania krwi, Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, czy Stop wariatom drogowym, w sposób pośredni przyczyniają się do ratowania życia. Znamy je z kampanii reklamowych, w które angażują się znani ludzie i sławy medycyny. Tak firmowane odnoszą oczekiwany skutek – są dostrzegalne. Ale istnieją inne akcje. Te pozostają jakby niezauważone, a często od ich nagłośnienia zależy ludzkie życie. Przypominam sobie pewną sytuację, może kuriozalną, ale bardzo prawdziwą. Jeden z krakowskich szpitali otrzymał najnowocześniejszy sprzęt USG, do przetestowania. Wyznaczono salę, dyżury lekarskie i rozwieszono informacje o bezpłatnych badaniach USG brzucha oraz mammografi. Wystarczyło przyjść i chcieć poddać się bezbolesnemu w końcu badaniu. Chętnych można było policzyć na palcach. Lekarze siedzieli bezczynnie, poczekalnia świeciła pustkami, a aparaty najwyższej jakości stały w pogotowiu, ale właściwie bezużytecznie! Ilu osobom mogły wykryć niepokojące zmiany nie tylko nowotworowe i ilu uratować zdrowie, czy nawet życie – nie wiadomo. Kolejna sytuacja – bezpłatne badania cytologiczne dla kobiet powyżej 25 roku życia, które ostatnią cytologię (jeżeli w ogóle miała miejsce) zrobiły przed dwoma laty. Również nie było żadnych kolejek. Marnujemy szanse na zdrowe życie swoje i naszych najbliższych, bo trzeba sobie powiedzieć bez ogródek – kiedy zacznie mnie coś boleć, uwierać, gdy będę osłabiony i bez chęci do życia – może być już za późno.

Niestety my Polacy w dalszym ciągu mamy jakieś opory, czy zahamowania przed korzystaniem z dostępnych badań. Nie mówmy, że to przez szaleńczy tryb życia, uciekający czas, bo często 10 minut może otworzyć nam oczy. Nie mówmy też o jakimś wstydzie, który pojawia się, gdy trzeba zdjąć bluzkę czy spodnie, bo każda pielęgniarka i lekarz to dokładnie tacy sami ludzie, jak my. I każdy z nich z głębokim przekonaniem może powtórzyć, że nic co ludzkie nie jest mi obce. Wstydzić natomiast powinniśmy się nie własnego ciała – „opakowania organizmu”, które chcemy w porę ratować, lecz naszej małości i blokad. Skrępowanie, wbrew pozorom, jest najczęstszym przypadkiem, kiedy pacjent nie decyduje się na wizytę lub badanie. I dotyczy ono zarówno kobiet u ginekologa, jak i przeważającej ilości mężczyzn u urologa czy androloga. To nie jest dylemat, czy rozebrać się przed obcą osobą i być może wyjść cało z poważnej choroby, czy też ulec wewnętrznej blokadzie, aby usłyszeć za jakiś czas, że jest już stanowczo za późno na pomoc.

To jeden, nasz typowo ludzki aspekt. Jest jeszcze inna, niezależna od nas sprawa. Wszelkie akcje darmowe związane z profilaktyką – wykłady, sympozja, ale także badania – wykonywane w szpitalach lub przychodniach pozostają niezauważone, bo na ich promowanie nie przeznacza się odpowiednich pieniędzy. Dochodzimy do momentu, gdy lekarze i aparatura czekają bezczynnie na pacjenta, który o możliwości bezpłatnego skorzystania z nich nie wie, bo skąd miał się dowiedzieć. Wielkie kampanie medialne odnoszą sukces – bo informują każdego potencjalnego klienta czy pacjenta, gdzie, kiedy i na co może liczyć. Inicjatywy w obrębie danego miasta, czy powiatu nie otrzymują środków na promowanie takich możliwości. Efekt jest prosty. Ale nie powinniśmy przechodzić nad tym do porządku dziennego. Przecież w każdym miejscu czy to miasto, wieś czy powiat istnieją osoby odpowiedzialne za daną akcję, koordynatorzy, których zadaniem jest informowanie. Dopóki nie będziemy domagać się wiedzy na ten temat, dopóki nie będziemy chcieli skorzystać z tego, do czego mamy prawo jako pacjenci, nic się nie zmieni.

   Profilaktyka ratuje życie. To zdanie brzmi niezwykle donośnie w ustach Stowarzyszenia Polskich Amazonek, wśród osób niepełnosprawnych, wśród chorych na białaczkę, cukrzycę, wśród matek, którym brak dostępu do profilaktyki zabrał zdrowe dzieci. Na początek możemy choćby częściej przeglądać ogłoszenia medyczne w czasopismach, szukać informacji o szczepieniach i darmowych badaniach w naszych przychodniach, lub żądać informacji od ministerstwa zdrowia. To jest nasze życie – jedyne jakie mamy!

Małgorzata Szczepaniak